Wielki baner reklamowy na jednej z głównych stołecznych arterii jasno deklaruje, że możemy stać się właścicielami niepowtarzalnego loftu w sercu stolicy. Co robimy? Pędzimy sprawdzić.
Ale właściwie dlaczego pędzimy? Co jest takiego wyjątkowego w tych loftach? Moda powiedzą jedni. Inni, Ci z brodami (przynajmniej na chwilę obecną) będą oponować wskazując na niepowtarzalny klimat tego typu lokali i inwestycji. Prawda jak zawsze leży pośrodku, czyli jest wypadkową tych skrajnych opinii. Nie da się jednak ukryć, że lofty doprawione silnie marketingiem deweloperskim są obecnie na przysłowiowym „topie”. Skoro więc zaczęliśmy już do tych loftów pędzić, pędźmy dalej.
Nieobarczeni brodą (jedno z nas z racji płci, drugie czasami obarczone tylko z powodu chwilowego lenistwa) oraz nieodziani w buty z literą N na boku wyglądamy raczej na sceptyków niż hipsterów poszukujących wyrazu swojego stylu życia. Docieramy więc pod wymieniony na reklamie adres i… i co? Tak. W Warszawie prawdziwych loftów jest „trzy na krzyż”. Przed nami stoi nowiutki budynek właśnie oddany do użytku. Gdzie te lofty? – zdajemy się pytać. Jakby w odpowiedzi szybko mkniemy nowoczesną windą na ostatnią kondygnację budynku razem z sympatycznym Panem z biura sprzedaży.
Winda to takie magiczne miejsce, w którym można oddać się kontemplacji. W dzisiejszych czasach jest to jedno z niewielu miejsc gdzie nasze nałogowo nadużywane mobilne urządzenia telekomunikacyjne tracą zasięg. Korzystając z okazji, że moja lepsza połowa wymienia spostrzeżenia z Panem z biura sprzedaży oddaję się więc chwilowym rozmyślaniom o naturze loftu. Kołacze mi w głowie tylko jedna definicja: lokal mieszkalny w dawnym budynku przemysłowym. I jak to przyłożyć do sytuacji w której się znalazłem pędząc windą w nieznane?
Odpowiedzi jak zawsze udziela niezawodna Wikipedia. Trzeba tylko poczekać na ponowne odzyskanie zasięgu po wyjściu z windy. Lofty zostały podzielone na faktyczne lofty i lofty niby lofty. Takie lofty nie lofty to soft lofty. Hard lofty to lofty właściwe. I jaki z tego morał? Morału nie ma. Potrzeby i moda tworzą byty. A jakie to byty? Odpowiedź daje to co znajdujemy na wielu osiedlach właśnie po odbyciu wycieczki windą na najwyższą kondygnację. A należy pamiętać że najwyższa najczęściej oznacza też najdroższą, premium, z lepszym widokiem. Naprawdę warto za niego czasem nadpłacić jeśli tylko ktoś ma takie możliwości.
Nie tylko hipsterzy ale tez i sceptycy kochają przestronne, wysokie wnętrza, najlepiej z ogromnymi, dwukondygnacyjnymi przeszkleniami. Wnętrza, które mimo że jak okazuje się po lekturze Wikipedii są tylko „soft” to wybijają się ponad przeciętność w wielu aspektach i oferują to czego nie mogą zaoferować mieszkania leżące na kondygnacjach pod nimi.
Czyżby wyszedł nam materiał promocyjny? Bez obawy. Nikt nas nie sponsorował. To raczej niepochlebna uwaga zasłyszana gdzieś przy tak zwanej okazji skłoniła do zastanowienia. Bo co złego jest w tym, ze soft loft to nie loft w stylu „hard”? Niektórych może irytować nadużywanie słowa. I tyle. Poza tym taki „soft” potrafi dać użytkownikowi wiele. A że pod nazwą „loft” – czy musimy mieć mu to za złe?
A swoją drogą. Ja i tak wolę dom pod lasem.